Byłam taka szczęśliwa, że nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Szybko pobiegłam po walizkę na dół. Ignorowałam tatę ze swoją kochanką, teraz już wszystko ignorowałam. Wzięłam walizkę ze strychu
i pobiegłam z nią znów do swojego pokoju. Tata jak zwykle się mną nie interesował, ale przecież to MÓJ tata, on nigdy się mną nie interesuje. Rozsunęłam szybko walizkę,
otworzyłam szafę i zaczęłam się szczęśliwie pakować słuchając piosenek mojego idola. Nagle usłyszałam pukanie do moich drzwi.
-Proszę?-zawołałam a w moich drzwiach ukazał się tata ze swoją kochanką.
-Musimy porozmawiać.. Jedziesz do Ameryki rozumiem, więc chciałbym mieć pewność, że jesteś na to dość odpowiedzialna?- powiedział siadając ze swoją kochanką na krzesłach.
-Phi, gdybyś mnie znał, sam byś sobie odpowiedział.-skrzywiłam się i zaczęłam przecząco kręcąc głową z zawiedzenia.
-Nie tym tonem dobrze? I Jeszcze jedno. Gdybyś mogła to załatw nam tam prace, a zwłaszcza mojemu skarbowi..-pocałował w policzek tą lafiryndę.
-Ha, już wszystko jasne. Nie przyszedłeś tutaj bo się o mnie martwisz, chcieliście po prostu tam również jechać. Prosisz mnie o pracę? Dziecko? Jesteś okropny tylko ta
lafirynda się dla Ciebie liczy! A mama? Zapomniałeś już o niej? Nienawidzę Cię wiesz? -na moje szczęście byłam już spakowana. Długo mi tol nie zajęło. Kiedy jestem bardzo szczęśliwa wszystko idzie mi szybko. Ostatnie co wzięłam to słuchawki i iPad. Po policzkach spłynęły mi łzy. Słyszałam, że oni jeszcze coś krzyczeli, ale nie
zwracałam na nich uwagi. Wzięłam swoją walizkę i szybko wybiegłam z domu. Jedyne miejsce do którego mogłam się teraz udać to Teddy. To moja jedyna przyjaciółka. Nie
miałam wielu przyjaciół, w sumie tylko ją. Ona też kochała Justina. Chłopaki z mojej szkoły to nie tylko pasztety, ale chamy nad chamami. Nienawidzę ich. Pokierowałam
się stronę jej domu. Włożyłam słuchawki w uszy i zaczęłam słuchać piosenek. Czasami zastanawiałam się, czemu to właśnie ja? Czemu mi najważniejsza osoba w życiu
odeszła? Czemu własny ojciec mnie nienawidzi? Czemu nie mogę powiedzieć osobie która ocaliła mi życie jedyne ''Dziękuje''? Czemu nie mogę go spotkać? Muszę lecieć
648765787 kilometrów żeby być szczęśliwą? Widocznie tak.. Myślałam tak idąc do Teddy, nie obyło się bez kilku słonych łez. Kiedy w końcu dotarłam do Teddy, ona sama we
własnej osobie otworzyła mi drzwi, była zszokowana na widok mnie z walizką. Już nie raz byłam u niej z powodu taty, ale nigdy nie z walizką..
-Sally? Co się stało, wchodź..-krzyknęła rozszerzając drzwi. Weszłam bez słowa, ona zdążyła się domyślić.
-Tatuś?-zapytała kiwając głową, a ja odpowiedziałam przytakując. Poszłyśmy do jej pokoju. Zrobiła nam gorącą czekoladę. Jej rodziców nie było przez kilka dni, była
jedynaczką jak ja. Wzięłam od niej gorącą czekoladę i obie usiadłyśmy na jej w miarę dużym łóżku. Opowiedziałam jej wszystko wykluczając USA. Teddy zaczęła mnie
pocieszać. Ona była kochana i zaczęła mówić, że będzie przy mnie w wakacje, nie będę musiała spędzać czasu z tatą, będziemy zawsze razem. A ja nie mogłam patrzeć jak
ona się ''podnieca'' na taką myśl, wiedziałam, że to nie możliwe. W końcu nie wytrzymałam, zasłoniłam twarz dłońmi i wydusiłam
-Nie spędzimy ich razem..-prawie to wykrzyczałam, a jej oczy się powiększyły.
-Jak to nie?
-Ja-jade do Ameryki, moja rodzina, tata, mama sama rozumiesz-powiedziałam dość smutno.
-Ja nie wiem, czy się cieszyć czy płakać..-powiedziała dość spokojnie.
-Jak to?-spodziewałam się innej reakcji..
-Popatrz, USA, chłopaki, miasta, rodzina, zakupy, etc, a z drugiej strony to 2 ostatnie dni razem..-była zdezorientowana, widziałam.
-Ciesz się, nie chcę żebyś się smuciła, proszę Cię!-zaczęłam się śmiać, po chwili ona się dołączyła. Resztę nocy przegadałyśmy. Szczerze mówiąc ona była chyba bardziej
podekscytowana niż ja. W duchu cały czas się z niej śmiałam. Miałyśmy plany iść razem na zakończenie roku i ten dzień spędzić razem. Nie będę opisywała 30 czerwca,
zakończenia bo chyba wszyscy wiecie jak wygląda zakończenie roku i dzień z przyjaciółką? Plotki, chłopaki, lody, zakupy, kawały i oczywiście Justin. Nie mogło go
zabraknąć, zaczęła o nim mówić, jak bym go spotkała w Ameryce, żebym wzięła jej autograf od niego etc. Już była noc kiedy zaczęła o nim marzyć, a ja słuchając jej
usnęłam. Obudził mnie jej krzyk.
-Co się stało?!-wyskoczyłam z łóżka.
-Za godzinę masz samolot!-wykrzyczała to a mi się powiększyły bardziej oczy.
-CO?! JAK TO?! Jak Ci się udaje tak rano wstać?!?!-wykrzyczałam jeszcze głośniej niż ona i szybko pobiegłam odbyć ranną toaletę. Gdy wyszłam, pobiegłam do pokoju, w
którym spałyśmy. Ona była już na dole, pakowała moje ciuchy w których chodziłam wczoraj. Była taka opiekuńcza i kochana. W pokoju ubrałam się w białą bokserkę, na nią
nałożyłam krótki top na którym widniał dodatek komiksu, dobrze znany ''POW!!'' muszę przyznać, że fajnie pasowała do niebieskich, przedartych legginsów i czerwonych
vansów. Swoje włosy pokręciłam własną lokówką. Dwa kosmyki zamieniłam w drobne warkoczyki i spięłam ich lecąc na ukos. Musnęłam rzęsy tuszem, a usta błyszczykiem.
Taki makijaż lubiłam, jeśli można to nazwać makijażem.
-Jest z 30 stopni w cieniu, co ta grubo?-zapytała Teddy śmiejąc się cicho a ja tylko zmrużyłam oczy. Miałam farta bo lotnisko było z pięć minut od domu Teddy. Zjadłyśmy
szybko gofry przygotowane wcześniej przez Teddy, rozmawiając jeszcze. Okazuje się, że zajęło nam to 30 minut. Miałam jeszcze z 15 minut na dojście na lotnisko, bo lepiej
być w końcu wcześniej, tak? Wzięłam swoją walizkę na kółkach za rączkę i wyprowadziłam przed jej dom. Teddy miała mnie odprowadzić, ale nagle stanęła..
-Co jest kochanie?
-Nie mogę Cię odprowadzić..-odpowiedziała Teddy.
-Czemu?
-Sally, już nie raz się rozstawałam. To tak bardzo boli, zwłaszcza na lotnisku. Ten widok kiedy osoba, która jest dla Ciebie na prawdę ważna Cię opuszcza, wchodzi
do tego samolotu. Chcę Ci życzyć szczęścia, mam nadzieje, że jeszcze się kiedyś zobaczymy-zobaczyłam łzy na jej policzkach, po chwili poczułam je też u siebie.
-Głuptasie, wiesz, że wrócę przecież...-nagle poczułam coś co się sprzeciwia temu co mówię.
-Posłuchaj tej piosenki, jak będziesz szła na lotnisko.
-To nasza ulubiona piosenka, oprócz Justina...-zaśmiałam się mając na policzkach łzy.
-Wiem. Kocham Cię wiesz? Do zobaczenia mam nadzieję, nie zapomnij o mnie..-próbowała ukryć swoje łzy uśmiechem, co ja też próbowałam.
-Wiesz, że nigdy ja Ciebie również.-włożyłam sobie słuchawki i nacisnęłam ''PLAY'' na telefonie. Pomachałam jej ostatecznie, a ona weszła do swojego domu. Poczułam
jak łzy kapią mi na ziemię. Zmrużyłam oczy i ruszyłam przed siebie wczuwając się w piosenkę. Patrzyłam w ziemię pytając czemu muszę lecieć tyle kilometrów żeby być
szczęśliwą? Nim piosenka się skończyła doszłam na lotnisko. Szczerze? Te wielkoludy mnie przerażały, nie chciałam tam wsiadać...Sama... Drżałam, nagle usłyszałam moje
imię. To był pilot.
-Dobrze, że pani jest, niech pani już wejdzie, zaraz startujemy.-uśmiechnął się i wszedł do samolotu. Popatrzyłam na zegarek. Było za wcześnie ale w końcu oni wiedzą
lepiej. Weszłam do samolotu. Cała drżałam. Żeby załagodzić strach, ból włączyłam piosenki idola oczywiście. Patrzyłam w okno, miałam najlepsze miejsce, nie musiałam
patrzeć na innych. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, byłam bardzo zmęczona. Obudziła mnie stewardesa.
-Proszę wysiadać, już jesteśmy.-była uśmiechnięta i bardzo miła, ale w końcu to jej praca. Widziałam ją za mgłą, ale zaraz przetarłam oczy.Uśmiechnęłam się i wysiadłam.
Wydawało mi się za szybko, do USA się leci z 6 godzin. Przypomniałam sobie kiedy wysiadałam, żeby zapytać czy dotarliśmy do dobrego miejsca, jeszcze mama mi to
mówiła, ale po co skoro chyba nie pomyliłam tych samolotów? Wyczekiwałam na moją rodzinę. Patrzyłam po całym lotnisku, ale nikogo nie było. Po godzinie wyczekiwania
podeszłam do jakiejś pani, która stała za ladą.
-Przepraszam, to jest Chicago prawda?-zapytałam uśmiechając się, wiadomo, że to USA.
-Nie kochanie, to Japonia.-uśmiechnęła się. Mówiłyśmy po angielsku. Kiedy powiedziała ''Japonia'' zamurowało mnie. Stałam z otwartą buzią, a kiedy odwróciłam się wolno
z dachu lotniska zwisał wielki bilbord ''Welcome to JAPAN!!''. Byłam w wielkim szoku.
i pobiegłam z nią znów do swojego pokoju. Tata jak zwykle się mną nie interesował, ale przecież to MÓJ tata, on nigdy się mną nie interesuje. Rozsunęłam szybko walizkę,
otworzyłam szafę i zaczęłam się szczęśliwie pakować słuchając piosenek mojego idola. Nagle usłyszałam pukanie do moich drzwi.
-Proszę?-zawołałam a w moich drzwiach ukazał się tata ze swoją kochanką.
-Musimy porozmawiać.. Jedziesz do Ameryki rozumiem, więc chciałbym mieć pewność, że jesteś na to dość odpowiedzialna?- powiedział siadając ze swoją kochanką na krzesłach.
-Phi, gdybyś mnie znał, sam byś sobie odpowiedział.-skrzywiłam się i zaczęłam przecząco kręcąc głową z zawiedzenia.
-Nie tym tonem dobrze? I Jeszcze jedno. Gdybyś mogła to załatw nam tam prace, a zwłaszcza mojemu skarbowi..-pocałował w policzek tą lafiryndę.
-Ha, już wszystko jasne. Nie przyszedłeś tutaj bo się o mnie martwisz, chcieliście po prostu tam również jechać. Prosisz mnie o pracę? Dziecko? Jesteś okropny tylko ta
lafirynda się dla Ciebie liczy! A mama? Zapomniałeś już o niej? Nienawidzę Cię wiesz? -na moje szczęście byłam już spakowana. Długo mi tol nie zajęło. Kiedy jestem bardzo szczęśliwa wszystko idzie mi szybko. Ostatnie co wzięłam to słuchawki i iPad. Po policzkach spłynęły mi łzy. Słyszałam, że oni jeszcze coś krzyczeli, ale nie
zwracałam na nich uwagi. Wzięłam swoją walizkę i szybko wybiegłam z domu. Jedyne miejsce do którego mogłam się teraz udać to Teddy. To moja jedyna przyjaciółka. Nie
miałam wielu przyjaciół, w sumie tylko ją. Ona też kochała Justina. Chłopaki z mojej szkoły to nie tylko pasztety, ale chamy nad chamami. Nienawidzę ich. Pokierowałam
się stronę jej domu. Włożyłam słuchawki w uszy i zaczęłam słuchać piosenek. Czasami zastanawiałam się, czemu to właśnie ja? Czemu mi najważniejsza osoba w życiu
odeszła? Czemu własny ojciec mnie nienawidzi? Czemu nie mogę powiedzieć osobie która ocaliła mi życie jedyne ''Dziękuje''? Czemu nie mogę go spotkać? Muszę lecieć
648765787 kilometrów żeby być szczęśliwą? Widocznie tak.. Myślałam tak idąc do Teddy, nie obyło się bez kilku słonych łez. Kiedy w końcu dotarłam do Teddy, ona sama we
własnej osobie otworzyła mi drzwi, była zszokowana na widok mnie z walizką. Już nie raz byłam u niej z powodu taty, ale nigdy nie z walizką..
-Sally? Co się stało, wchodź..-krzyknęła rozszerzając drzwi. Weszłam bez słowa, ona zdążyła się domyślić.
-Tatuś?-zapytała kiwając głową, a ja odpowiedziałam przytakując. Poszłyśmy do jej pokoju. Zrobiła nam gorącą czekoladę. Jej rodziców nie było przez kilka dni, była
jedynaczką jak ja. Wzięłam od niej gorącą czekoladę i obie usiadłyśmy na jej w miarę dużym łóżku. Opowiedziałam jej wszystko wykluczając USA. Teddy zaczęła mnie
pocieszać. Ona była kochana i zaczęła mówić, że będzie przy mnie w wakacje, nie będę musiała spędzać czasu z tatą, będziemy zawsze razem. A ja nie mogłam patrzeć jak
ona się ''podnieca'' na taką myśl, wiedziałam, że to nie możliwe. W końcu nie wytrzymałam, zasłoniłam twarz dłońmi i wydusiłam
-Nie spędzimy ich razem..-prawie to wykrzyczałam, a jej oczy się powiększyły.
-Jak to nie?
-Ja-jade do Ameryki, moja rodzina, tata, mama sama rozumiesz-powiedziałam dość smutno.
-Ja nie wiem, czy się cieszyć czy płakać..-powiedziała dość spokojnie.
-Jak to?-spodziewałam się innej reakcji..
-Popatrz, USA, chłopaki, miasta, rodzina, zakupy, etc, a z drugiej strony to 2 ostatnie dni razem..-była zdezorientowana, widziałam.
-Ciesz się, nie chcę żebyś się smuciła, proszę Cię!-zaczęłam się śmiać, po chwili ona się dołączyła. Resztę nocy przegadałyśmy. Szczerze mówiąc ona była chyba bardziej
podekscytowana niż ja. W duchu cały czas się z niej śmiałam. Miałyśmy plany iść razem na zakończenie roku i ten dzień spędzić razem. Nie będę opisywała 30 czerwca,
zakończenia bo chyba wszyscy wiecie jak wygląda zakończenie roku i dzień z przyjaciółką? Plotki, chłopaki, lody, zakupy, kawały i oczywiście Justin. Nie mogło go
zabraknąć, zaczęła o nim mówić, jak bym go spotkała w Ameryce, żebym wzięła jej autograf od niego etc. Już była noc kiedy zaczęła o nim marzyć, a ja słuchając jej
usnęłam. Obudził mnie jej krzyk.
-Co się stało?!-wyskoczyłam z łóżka.
-Za godzinę masz samolot!-wykrzyczała to a mi się powiększyły bardziej oczy.
-CO?! JAK TO?! Jak Ci się udaje tak rano wstać?!?!-wykrzyczałam jeszcze głośniej niż ona i szybko pobiegłam odbyć ranną toaletę. Gdy wyszłam, pobiegłam do pokoju, w
którym spałyśmy. Ona była już na dole, pakowała moje ciuchy w których chodziłam wczoraj. Była taka opiekuńcza i kochana. W pokoju ubrałam się w białą bokserkę, na nią
nałożyłam krótki top na którym widniał dodatek komiksu, dobrze znany ''POW!!'' muszę przyznać, że fajnie pasowała do niebieskich, przedartych legginsów i czerwonych
vansów. Swoje włosy pokręciłam własną lokówką. Dwa kosmyki zamieniłam w drobne warkoczyki i spięłam ich lecąc na ukos. Musnęłam rzęsy tuszem, a usta błyszczykiem.
Taki makijaż lubiłam, jeśli można to nazwać makijażem.
-Jest z 30 stopni w cieniu, co ta grubo?-zapytała Teddy śmiejąc się cicho a ja tylko zmrużyłam oczy. Miałam farta bo lotnisko było z pięć minut od domu Teddy. Zjadłyśmy
szybko gofry przygotowane wcześniej przez Teddy, rozmawiając jeszcze. Okazuje się, że zajęło nam to 30 minut. Miałam jeszcze z 15 minut na dojście na lotnisko, bo lepiej
być w końcu wcześniej, tak? Wzięłam swoją walizkę na kółkach za rączkę i wyprowadziłam przed jej dom. Teddy miała mnie odprowadzić, ale nagle stanęła..
-Co jest kochanie?
-Nie mogę Cię odprowadzić..-odpowiedziała Teddy.
-Czemu?
-Sally, już nie raz się rozstawałam. To tak bardzo boli, zwłaszcza na lotnisku. Ten widok kiedy osoba, która jest dla Ciebie na prawdę ważna Cię opuszcza, wchodzi
do tego samolotu. Chcę Ci życzyć szczęścia, mam nadzieje, że jeszcze się kiedyś zobaczymy-zobaczyłam łzy na jej policzkach, po chwili poczułam je też u siebie.
-Głuptasie, wiesz, że wrócę przecież...-nagle poczułam coś co się sprzeciwia temu co mówię.
-Posłuchaj tej piosenki, jak będziesz szła na lotnisko.
-To nasza ulubiona piosenka, oprócz Justina...-zaśmiałam się mając na policzkach łzy.
-Wiem. Kocham Cię wiesz? Do zobaczenia mam nadzieję, nie zapomnij o mnie..-próbowała ukryć swoje łzy uśmiechem, co ja też próbowałam.
-Wiesz, że nigdy ja Ciebie również.-włożyłam sobie słuchawki i nacisnęłam ''PLAY'' na telefonie. Pomachałam jej ostatecznie, a ona weszła do swojego domu. Poczułam
jak łzy kapią mi na ziemię. Zmrużyłam oczy i ruszyłam przed siebie wczuwając się w piosenkę. Patrzyłam w ziemię pytając czemu muszę lecieć tyle kilometrów żeby być
szczęśliwą? Nim piosenka się skończyła doszłam na lotnisko. Szczerze? Te wielkoludy mnie przerażały, nie chciałam tam wsiadać...Sama... Drżałam, nagle usłyszałam moje
imię. To był pilot.
-Dobrze, że pani jest, niech pani już wejdzie, zaraz startujemy.-uśmiechnął się i wszedł do samolotu. Popatrzyłam na zegarek. Było za wcześnie ale w końcu oni wiedzą
lepiej. Weszłam do samolotu. Cała drżałam. Żeby załagodzić strach, ból włączyłam piosenki idola oczywiście. Patrzyłam w okno, miałam najlepsze miejsce, nie musiałam
patrzeć na innych. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, byłam bardzo zmęczona. Obudziła mnie stewardesa.
-Proszę wysiadać, już jesteśmy.-była uśmiechnięta i bardzo miła, ale w końcu to jej praca. Widziałam ją za mgłą, ale zaraz przetarłam oczy.Uśmiechnęłam się i wysiadłam.
Wydawało mi się za szybko, do USA się leci z 6 godzin. Przypomniałam sobie kiedy wysiadałam, żeby zapytać czy dotarliśmy do dobrego miejsca, jeszcze mama mi to
mówiła, ale po co skoro chyba nie pomyliłam tych samolotów? Wyczekiwałam na moją rodzinę. Patrzyłam po całym lotnisku, ale nikogo nie było. Po godzinie wyczekiwania
podeszłam do jakiejś pani, która stała za ladą.
-Przepraszam, to jest Chicago prawda?-zapytałam uśmiechając się, wiadomo, że to USA.
-Nie kochanie, to Japonia.-uśmiechnęła się. Mówiłyśmy po angielsku. Kiedy powiedziała ''Japonia'' zamurowało mnie. Stałam z otwartą buzią, a kiedy odwróciłam się wolno
z dachu lotniska zwisał wielki bilbord ''Welcome to JAPAN!!''. Byłam w wielkim szoku.
***
Dzisiaj rozdział jest taki krótki i beznadziejny wiem wiem. Próbowałam brać wszystko ogółem bo się spieszyłam bo właśnie potem idę na skype rozmawiać z tą rodziną z USA nrjklmvnberk. Obiecuje, że nowy rozdział dodam albo wcześniej lub najpóźniej w czwartek już z Justinem. Jeśli chcesz być informowanym napisz swój user w zakładce ''Informowani''.
dobra, zamurowalo mnie omg japonia jcdkjvorjkxnd świetnie ci idzie misia, ily
OdpowiedzUsuńjeju Japonia, Justin, wszystko gsksfsksgsj jeju ;)
OdpowiedzUsuńhahahaha ;D czekam na nowy rozdział <3
/@justin_ma_swag
JAPONIA?!
OdpowiedzUsuńHQBSIWBSQINSOQBSK
OK, NIC
kochanie, nie chce wyjsc na madrale i nie chce byc chamska, czy cos, ale masz strasznie duzo powtorzen :/ przepraszam, ze sie czepiam, ale rozumiesz...
Rozdzial jest codowny *-*
Czekam na nn x
@awmyhazz
Jak przeczytałam "nie kochanie to japonia" to mnie totalnie zamurowało
OdpowiedzUsuńOpowiadanie bardzo fajne :)
O cholera! Japonia! Jeny, się porobiło!
OdpowiedzUsuńMyślałam, że teraz juz będzie dobrze, przyleci do Ameryki, zostanie tam z nimi, a tu takie coś! Czekam na kolejny rozdział :)
@bigos_nandos
fajny
OdpowiedzUsuńJaponia? Hahaha to się porobiło xD Miała być Ameryka a jest Japonia... O bez kitu... Haha xD
OdpowiedzUsuńKurde a jej ojciec? Boże święty wkurwił mnie, wiesz? Ale tak cholernie -.-
Ja też myślałam, że może on się o nią zamartwił, a tu nie... Tylko kasa... :/ Idiota... -.-
I strasznie mnie ciekawi, co tam się stanie w tej Japonii. I jak ona sb w ogóle tam poradzi O.O
Rozdział ogólnie boski!
Czekam już na kolejny :D
Pozdrawiam <3
Buziaczki :**
<3
@LoveWithHarold
+ zapraszam też do mnie :)
onewayoranother-one-direction.blogspot.com
ej zaczelam sie wzuwac trohe w role bohaterki, i jak przeczytalam ze to Japonia serce zaczelo mi bic, poczualm sie jkabym sama tam byla hahahaha ale swietne, ciekawi mnie to co bedzie dalej :)
OdpowiedzUsuńdreampineapple xx